Droga do Dytiatyna

Droga do Dytiatyna

Dojazd do Polskiego Cmentarza Wojennego w Dytiatynie.

Podróż z przejścia granicznego w Korczowej trwa już prawie dwie i pół godziny. Wiedzie przez dziesiątki wiosek i miasteczek z widocznymi śladami polskiej historii: a to pomnik św. Jana Pawła II przy drodze, a to łaciński napis na kościele, a to znów brzozowy krzyż z biało-czerwoną wstążką na miejscowym cmentarzu. Przez obrzeża Lwowa i kolejne małe miejscowości droga wiedzie w końcu do obwodu iwano-frankiwskiego, czyli dawnego województwa stanisławowskiego. Prowadzi, póki co, po bardzo dobrej jak na ukraińskie warunki drodze, a to tylko dlatego, że jest to trasa pomiędzy miastami obwodowymi, jedna z najważniejszych w tej części kraju. Jednak już niedługo zacznie się prawdziwa przeprawa.

Miasto Bursztyn i położona nieopodal niego potężna elektrownia węglowa przypominają o zbliżaniu się do celu podróży. Dają też do zrozumienia, że trzeba się przygotować na naprawdę trudną jazdę. Po skręcie w lewo obok przejazdu kolejowego, pięć kilometrów za elektrownią, zaczyna się już typowo ukraińska nawierzchnia. Trzeba odtąd jechać slalomem, aby wymijać dziury. Za kawałkiem otwartego pola zaczynają się już Bołszowce – siedziba władz gminy i miejsce o wielkiej historii. Stąd do Dytiatyna jest już „tylko” 17 kilometrów…
Nad niewielką miejscowością góruje Sanktuarium Matki Bożej Bołszowieckiej z XVII wieku. Kiedyś było centrum pielgrzymkowym całej Małopolski Wschodniej. Dziś to prowincjonalna, parafialna świątynia odwiedzana na co dzień przez kilkudziesięciu wiernych – lecz jak pokazuje rzeczywistość innych kościołów w okolicy, to już bardzo dużo. Nawet najlepsi historycy gubią się w liczeniu, ile razy w swej historii bołszowieckie sanktuarium było niszczone, przez Tatarów, Kozaków, Szwedów, Niemców i Rosjan. Ostatni raz stało się to po wypędzeniu Polaków w 1945 roku, po czym przez ponad pięćdziesiąt lat Dom Boży służył za magazyn. Dopiero w 2001 roku przybyli tu franciszkanie i rozpoczęła się odbudowa jednego z najwspanialszych zabytków architektury barokowej na Kresach wschodnich. Reaktywowane są pielgrzymki i rok w rok przybywają tu pątnicy ze Lwowa, Stanisławowa i Tarnopola, jak w dawnych czasach. Kto wie, może nawet niektórzy żołnierze spod Dytiatyna byli tam jako dzieci, zaprowadzeni przez rodziców na odpust u Matki Bożej Bołszowieckiej, nie mogąc jeszcze wiedzieć o tym, że tak niedaleko przyjdzie im stoczyć najważniejszy w ich życiu bój?

Kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny leży trochę z boku; główna droga przecinająca Bołszowce przebiega dwieście metrów dalej, obok rynku, za urzędem pocztowym. Za centrum Bołszowiec droga skręca w prawo, mija szkołę z nowo wybudowaną salą gimnastyczną i tuż za rzeczką Narajówką przed przydrożną kapliczką skręca w lewo. Tam, gdzie kończą się zabudowania, staje się jeszcze gorsza. Z morza żwiru i piasku wystają pojedyncze kawałki asfaltu i od tej pory można już tylko starać się nie wpadać przynajmniej do tych największych dziur.

Droga do Dytiatyna wiedzie obok pól pszenicy i dzikich łąk, prowadzi pomiędzy rzędami wierzb płaczących i przez środek małych wsi. Pierwszą z nich są Konkolniki, 6 kilometrów od Bołszowiec i 11 od Dytiatyna. Podobnie jak w Bołszowcach, i tutaj znajduje się niezwykły kościół – tyle że on miał mniej szczęścia, bo nie został w ogóle odbudowany. Pierwsza katolicka świątynia w Konkolnikach mogła powstać już w XV wieku, a posiadłości w tych okolicach miał nawet bł. abp Jakub Strzemię. W istniejącym wciąż jeszcze, barokowym kościele z XVIII wieku, odprawiali Msze św. kolejni arcybiskupi lwowscy, którzy mieli w Konkolnikach swoją letnią rezydencję. Niestety, dziś ten zabytek porastają już nawet nie chaszcze, ale drzewa. Latem 2018 roku pielgrzymi z Bołszowiec poszli gromadnie do Konkolnik, żeby wyciąć zarośla i posprzątać kościół. Zajaśniała nadzieja za poprawę losu tej świątyni, lecz niestety – nie znaleźli się chętni do remontu, a budowla zarasta na powrót.

Zaraz za Konkolnikami zaczyna się kolejna wieś, Zagórze Konkolnickie. Kiedyś była uznawana za przysiółek Konkolnik, ale z czasem rozrosła się na tyle, aby się usamodzielnić. To w Zagórzu Konkolnickim w nocy przed bitwą kwaterowali żołnierze Wojska Polskiego i stamtąd rankiem 16 września 1920 roku wymaszerowali w stronę Dytiatyna. Dziś jest tam nowa cerkiew, szkoła podstawowa, a przy niej mały, kamienny, zrujnowany kościół. Jadąc do Dytiatyna łatwo go przeoczyć, bo jest tuż za zakrętem po lewej stronie. Co prawda na początku lat 90. wykonano przy nim podstawowe prace remontowe i zabezpieczono dach, ale wszystko to na nic, jeśli w okolicy nie ma wiernych obrządku łacińskiego, którzy mogliby tym kościołem się zajmować. Po kilkunastu latach dach zapadł się do środka, zasypując blachą i spróchniałym drewnem nawę główną, w której od dziesięcioleci nie było modlących się ludzi. Tym co jeszcze przykuwa uwagę przyjezdnych, jest całkiem przyjemny dla oka socrealistyczny mural na murowanym przystanku autobusowym, przedstawiający parę ukraińskich chłopów w strojach ludowych, witających gości chlebem i solą.

Za Zagórzem Konkolnickim droga nadal nie rozpieszcza, a wiedzie przez zupełnie odludne okolice, gdzie na dystansie kilku kilometrów jedynym obiektem przy drodze jest niewielka stacja transformatorowa. Wiele wysiłków i podskakiwania na dziurach kosztuje dotarcie do trzeciej i ostatniej wioski pomiędzy Bołszowcami, a Dytiatynem: Nabereżnej. W tej miejscowości trzeba skręcić w prawo, w polną utwardzoną drogę. To już niecały kilometr do granic Dytiatyna. Trasa wiedze teraz mocno w górę i w końcu widać z niej duży znak przydrożny przy wjeździe do wsi. Biała tablica skryta pomiędzy dwoma kamiennymi słupami oznajmia napisem po ukraińsku: „Wszystkich przybyłych witamy w Dytiatynie!”. Pokonanie 17 kilometrów z Bołszowiec do tego miejsca zajmuje prawie godzinę. Daje to w sumie co najmniej trzy i pół godziny ciągłej podróży znad granicy. Tutaj dotrą tylko ci, którym naprawdę na tym zależy.

Pierwsza wzmianka o wsi Dytiatyn pochodzi z 10 września 1424 roku. Nazwa ta pojawiła się wówczas w dekrecie króla Władysława Jagiełły wydanym w Krakowie. Wiadomo, że w późnym średniowieczu okoliczne ziemie były w większości gruntami kościelnymi, oddanymi w dzierżawę wieczystą łacińskiej archidiecezji lwowskiej. Jednak poza bitwą z wojny polsko-bolszewickiej trudno się doszukać w dziejach Dytiatyna ważniejszych wydarzeń. Według danych z 2018 roku, miejscowość zamieszkuje obecnie 505 osób, z czego 269 to emeryci. Pozostali zajmują się głównie rolnictwem.

To mała, senna wioska, w której życie toczy się bardzo wolno. Drogi wychodzące z Dytiatyna prowadzą tylko na pola, które uprawiają miejscowi. Nie da się stamtąd dojechać do żadnej innej miejscowości, można tylko wrócić tą samą drogą do Nabereżnej. No, chyba że drogami polnymi. Kolokwialne powiedzenie „znaleźć się na końcu świata” pasuje do tego miejsca jak ulał.

Życie w tej maleńkiej wioseczce toczy się zasadniczo wokół dwóch obiektów: cerkwi oraz budynku rady wiejskiej (czyli sołectwa) z 1971 roku, w którym mieści się także poczta. Sołtys i ksiądz są tutaj bez wątpienia najważniejszymi postaciami. Sołectwo Dytiatyn skupia trzy wsie: poza samym Dytiatynem, także Chochołów i Nabereżną. Od 2010 roku z powodzeniem radą kieruje Jewhen Dowżyński: mąż, ojciec, dziadek i społecznik. Mieszka pośrodku Dytiatyna w niczym nie wyróżniającym się domu. Każdą wolną od pracy zawodowej chwilę poświęca na aktywność społeczną. Swoją dwudziestoletnią ładą samarą objeżdża trzy wsie, by nadzorować inwestycje, którymi stara się choć trochę polepszyć byt swoich krajanów. Nie stroni też od niesienia pomocy na rzecz odbudowy Polskiego Cmentarza Wojskowego i przygotowywania uroczystości rocznicowych bitwy pod Dytiatynem, których jest stałym uczestnikiem. Zabiega o dobre relacje polsko-ukraińskie. Zawsze życzliwy, gościnny, otwarty i uczynny. Bóg i szacunek do drugiego człowieka to jego przewodnie wartości.

Kilkadziesiąt metrów od domu sołtysa znajduje się cerkiew św. Dymitra, której budowę ukończono w 1924 roku. Miejscową parafią administruje ks. Mykoła Cymbalisty. Młody kapłan, ma wiele świeżych pomysłów i zapału do działania, których pozazdrościć mogłoby mu wielu księży posługujących w wielkich miastach. Organizuje grupy biblijne, modlitewne i wyjeżdża w plener ze swoimi parafianami, aby ewangelizować na łonie natury. Jako duchowny grekokatolicki nie jest objęty obowiązkowym celibatem, więc ma piękną żonę, Krystynę.

I to wszystko, jeśli idzie o życie wsi. Główna droga w Dytiatynie, która biegnie od znaku powitalnego, przed radą wiejską, domem sołtysa i cerkwią, opada po jej minięciu mocno w dół, przecina strumyk i wznosi się znów w górę. Jazda bardzo wąską uliczką pomiędzy wysokimi parkanami działek zbliża się do końca, gdy trzeba skręcić w lewo, w jeszcze węższą ścieżynkę. Ta wiedzie najpierw obok sadu jabłkowego, a później przez szczere pole, wciąż pod górę. Gdy czarny żwir sypie się spod kół samochodu, można już dostrzec na zboczu wzgórza zarys Polskiego Cmentarza Wojennego w Dytiatynie.

Marcin Więckowski

 

Mapy dojazdu do Polskiego Cmentarza Wojennego w Dytiatynie:

 

Mapa dojazdu do Polskiego Cmentarza Wojennego w Dytiatynie do pobrania:

Mapa dojazdowa Bołszowce – Dytiatyn (Polski Cmentarz Wojenny) PDF

 

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych