Profile społecznościowe:

Fundacja Brat SłońceAktualnościPamięć i akty pojednania w Dytiatynie

Pamięć i akty pojednania w Dytiatynie

Długi sznur samochodów oraz kilka autokarów na polskich i ukraińskich rejestracjach wyrusza spod Sanktuarium Maryjnego w Bołszowcach w kierunku odległego o kilkanaście kilometrów Dytiatyna. Dalej, polną drogą, idziemy na wzgórze „385”, by uczestniczyć w obchodach kolejnej rocznicy jednej z najbardziej bohaterskich – ale i najmniej znanych – bitew wojny polsko-bolszewickiej. We wsi do przybyłych Polaków i Ukraińców tradycyjnie dołącza liczna grupa ludności miejscowej.

Przede mną kobieta rozmawia z synkiem:

– Mamo, a dlaczego ten cmentarz jest w polu? – pyta chłopiec.

– Bo tam kiedyś pochowali polskich żołnierzy – wyjaśnia matka.

– A co oni tutaj robili?

– Walczyli z Moskalami.

– To jak teraz nasi żołnierzy walczą z nimi na Donbasie?

– Tak.

Jakby usprawiedliwiając się, kobieta próbuje nam wyjaśnić, że w ukraińskich podręcznikach historii nic o tym jeszcze nie piszą. W sowieckich też nie było, ale oni wiedzą od swoich rodziców i dziadków. Każdego roku spotykam coraz mniej leciwych kobiet, które podpierając się na patyku, na długo przed uroczystością przychodzą na mogiły polskich żołnierzy. To ich pokolenie zachowało w pamięci i przekazało wiadomości o krwawej bitwie z 16 września 1920 r. Po II wojnie światowej władze komunistyczne zdewastowały kaplicę na polskim cmentarzu wojennym, jednak Ukraińcy z Dytiatyna nie pozwolili zaorać miejsca pochówku polskich żołnierzy.

„Pamiętam, jak przed wojną, co roku odbywały się tam nabożeństwa, na które przychodzili też księża grekokatoliccy i nasi wierni – wspomina 90-letnia pani Anna. – W 1945 r. wszyscy Polacy z Dytiatyna oraz okolicznych wiosek musieli wyjechać. Potem to już sami postawiliśmy tam żelazny krzyż”.

W 1986 r. krzyż został ścięty przez lokalnych działaczy komsomołu i wrzucony za parkan cerkwi w Dytiatynie. Tam, na placu przed świątynią, znajduje się do dnia dzisiejszego. Po odzyskaniu niepodległości przez Ukrainę w miejscu bitwy wzniesiono nowy krzyż, który razem z krzakiem pnącej dzikiej róży przez długie lata był symbolem tego miejsca, do którego coraz częściej zaczęli przyjeżdżać Polacy. Wznowiono tam doroczne wrześniowe uroczystości z udziałem delegacji z Polski, organizacji polskich na Ukrainie, ukraińskich władz lokalnych, duchowieństwa katolickiego dwóch obrządków oraz duchownych prawosławnych.

Dytiatyńscy grekokatolicy przychodzą procesyjnie z proboszczem na czele. W relacji na stronie internetowej archieparchii (archidiecezji) iwano-frankiwskiej Ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego z 20 września 2018 r. czytamy: „Wszyscy obecni przybyli tutaj, aby uczcić pamięć poległych żołnierzy polskich i ukraińskich, zastrzelonych przez okupantów bolszewickich 16 września 1920 r. To wydarzenie jest wyraźnym dowodem wielkiego pragnienia narodu ukraińskiego i polskiego do własnej niepodległości. Sam fakt wspólnej bitwy wojsk polskich i ukraińskich przeciwko bolszewickim okupantom jest doskonałym świadectwem międzynarodowego braterstwa na rzecz ochrony wartości uniwersalnych. Dzisiaj na Ukrainie mamy do czynienia z tragiczną sytuacją wojenną na wschodzie naszej Ojczyzny, gdzie wielu młodych chłopców i dziewcząt znów oddaje swoje życie na ołtarzu wolności i niezależności, dosłownie wypełniając słowa naszego Pana: Nie ma większej miłości niż oddanie życia za przyjaciół (J 15,13). Tragiczne wydarzenie, które tu wspominamy, uczy prawdziwej miłości do naszej Ojczyzny, żywo demonstruje prawdziwy patriotyzm, który Katechizm Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego nazywa cnotą. Prawdziwa miłość do własnej Ojczyzny wcale się nie sprzeciwia, ale wręcz przeciwnie, promuje miłość do innych narodów, pielęgnuje wzajemny szacunek i miłość. Niech przodkowie, którzy zginęli na tej ziemi dla wolności swoich narodów, staną się dla nas nieśmiertelnym przykładem miłości ofiarnej”.

Podczas rocznicowych obchodów w 2014 r. ówczesny przewodniczący administracji rejonowej w Haliczu, Wołodymyr Czujko, w swoim przemówieniu powiedział, że kiedy Pan Bóg rozdawał ziemię, Ukraińcom przypadły piękne czarnoziemy, uroda i różnorodne talenty. Ale Bóg też powiedział, że jeszcze nie wiedzą jakich sąsiadów dla nich wyznaczył. „Więc jakby nie było, ale wtedy, w 1920 r., jak i teraz, prawie sto lat później, odczuwamy właśnie od polskiego sąsiada wsparcie w walce z zagrożeniem niesionym przez sąsiada drugiego” – podkreślił.

19 września 2015 r., na miejscu dawnego pola bitwy pod Dytiatynem, odbyła się podniosła uroczystość. W obecności kilkuset przybyłych gości otwarty został odbudowany polski cmentarz wojenny. Poświęcili go duchowni Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego i Kościołów wschodnich. W imieniu arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego, metropolity lwowskiego, Mszy Świętej w intencji poległych oraz w intencji pokoju na wschodniej Ukrainie przewodniczył biskup senior Marian Buczek.

Hierarcha w swojej homilii wspomniał, że w 1920 r. bolszewickie armie szły na Warszawę, by zniszczyć Polskę, a następnie upokorzyć Europę. Powstrzymali ich polscy żołnierze Piłsudskiego i ukraińscy żołnierze Petlury. „Znajdujemy się w tym odnowionym panteonie, który przypomina nam tę walkę dwóch narodów Polski i Ukrainy przeciw bolszewickiej, bezbożnej nawałnicy” – wskazał biskup Buczek. Dodał, że bolszewicy „chcieli zbudować świat bez Pana Boga” i nic z tego nie wyszło, bo jeżeli się nie buduje na prawdzie Ewangelii, na tym, co dał sam Stwórca, to stworzenie „samo się zniszczy”.

„Myśmy tutaj byli od harówki – śmiejąc się, opisuje udział franciszkanów w odbudowie panteonu o. Grzegorz Cymbała, franciszkanin (OFMConv). –Wykonywaliśmy te wszystkie plany, które zapadły w Warszawie. Po prostu przyszło nam realizować ten pomysł. Był nam bliski, bo już od kilku lat zawsze jeździmy odprawiać Msze Święte przy tej mogile. Była zaniedbana, aż wołała, żeby w końcu to zrobić. Poproszono nas, byśmy się tym zajęli. To miejsce ma szczególne znaczenie także dla naszej idei franciszkańskiej – pokój i dobro. Wiemy, że nie zawsze Polska z Ukrainą we wszystkich sprawach się rozumie. Ale tutaj akurat mamy taki piękny przykład, że Polacy i Ukraińcy stali po jednej stronie przeciw najeźdźcy w 1920 r. Uważam, że powinniśmy odkrywać te karty, które nas przybliżają. Piszemy w ten sposób nową kartę w historii współpracy. Od kilkunastu lat tworzymy w Bołszowcach Centrum Pokoju i Pojednania. Organizujemy pielgrzymki „Pokoju i Pojednania”. Szukamy tych pozytywnych elementów, bo o negatywach to każdy może mówić. Natomiast często tego, co jest wspólne dla Polski i Ukrainy, nie akcentuje się. Dzisiaj po raz pierwszy księża grekokatoliccy i rzymskokatoliccy razem, w sposób uroczysty uczestniczyli w obchodach na cmentarzu żołnierzy polskich. Przyszli pomodlić się za nich. Uważam, że jest bardzo pozytywny sygnał, szczególnie w tym rejonie. Oni naprawdę chcieli tutaj przyjść. Oni też zmieniają swoją mentalność w stosunku do Polski. Ja to widzę. To są lata pracy, ale wojna, w całym swoim tragizmie, uczy rzeczy najmądrzejszych. Wojna jest zła, ale właśnie kiedy jest ciężko, ludzie skupiają się na najważniejszych rzeczach: przestają się kłócić, dążą do wzajemnej życzliwości. Tak mi się wydaje, że teraz bardziej rozumieją tych, którzy wojowali kiedyś w tym miejscu przeciw bolszewikom. Rozumieją to, że kiedyś tak już było. A teraz Ukraińcy przeżywają to na własnej ziemi. Zbliżenie wydaje mi się być coraz większe – podkreślił o. Grzegorz.– Modlimy się również za żołnierzy Ukraińskiej Armii Narodowej zabitych razem z polskimi żołnierzami przez najeźdźców z Rosji – nie raz słyszałem ich historię od Ukraińców podczas obchodów w Dytiatynie. Według przekazów ludności miejscowej, zostali zabrani z pola bitwy i pochowani na ukraińskich cmentarzach. Niestety, miejsca tych pochówków nie są nam znane”.

„Oddalone od świata – choć już nie zapomniane – pole bitwy pod Dytiatynem, to miejsce ważne nie tylko dla historii i martyrologii – podkreśla Mirosław Rowicki, redaktor naczelny „Kuriera Galicyjskiego” ze Lwowa.To miejsce przemawia do wyobraźni współczesnych, a w każdym razie dobrze, by tak było. Jest świadectwem i przykładem polsko-ukraińskiego braterstwa broni, dzięki któremu oddziały Wojska Polskiego i wojska Ukraińskiej Republiki Ludowej, walczące z Armią Czerwoną, powstrzymały jej pochód w głąb Europy. Dziś na Ukrainie od sześciu lat trwa wojna. Nawet agresor jest ten sam. Tu, jak sądzę, powinno się napisać jakieś wnioski, może życzenia? Mówi się, że historia uczy, iż nigdy nikogo niczego nie nauczyła. Ale może to jednak nieprawda?”.

Konstanty Czawaga, członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Związku Dziennikarzy Ukraińskich

Lwów 2020

 

„Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 roku o grach hazardowych”